08.06.2005 :: 22:04
Hej, dzisiaj wróciłam z niezapomnianej wycieczki. Jechaliśmy do Tyrawy Solnej z naszą klasą i dwiema z 3 gim. Jechaliśmy pociągiem, a że przedziały nie były zarezerwowane staliśmy w korytarzu, a szczególnie w trasie między Poznaniem a Krakowem. Wyczerpani poszliśmy na starówkę w Krakowie, łazić po Wawelu i innych, było gorąco i myślałam że udaru dostane. Na szczęście nic sie nie stało a później pojechaliśmy pociągiem bez przedziałów do Sanoka. Później z Sanoka do Tyrawy autokarem. Tam przydzielono nas do domków (bez łazienek), a my (Agata, Emilia, Marcelina, Dorota i ja) poszłyśmy sie kąpać. Następnego dnia wstawaliśmy wcześnie (rano Peter rzucił komórą, bo się wkurzył, że zasięgu nie ma i ją zgubił, ale to tak na marginesie), bo mięliśmy iść szlakiem ikon do cerkwii. Doszliśmy do dwóch potem wleżliśmy na błotnistą drogę, ale szliśmy dalej. Popędzaliśmy się manifestacyjnie słowami "Jadymy, jadymy!!!", podczas gdy buty nam spadały od nadmiary błota na podeszwach. Potem przeszliśmy przez rzeczkę, ale co tam - w końcu jadymy. No i jak się 4 osoby zapodziały to sie zatrzymaliśmy. Jak się zatrzymaliśmy, to panie wpadły na to, że może... źle idziemy?... No cóż - jadymy, jadymy, ale teraz w drugą stronę! W końcu dojechał do nas kierownik swoim dżipem i nas podwoził. Ja się załapałam 2 razy!!! ^^ Dalej trza było iść pod góre. w końcu dotarliśmy do tej zakichanej cerkwi i co zobaczyliśmy? 10 obrazków. COOL!!!! Znowu jadymy w drugą stronę, naszczęście facio znowu nas podwiózł, tym razem prosto do osrodka. (Czemu nagle nie moge pisac polskich znakow???!!!) Tam zjedlimy zalewajke (nie pytac co to jest!) i kotlety z kasza gryczana. Potem mięliśmy dyskę (mam polskie znaki?!). Była świetna, mimo, że na niej wydarzyło się cosik nieprzyjemnego (nie mogę mówić co). Ja poszłam trochę wcześniej spać. Następnego dnia mięliśmy iść na Tarnicę. Wsiedliśmy do autokaru, gdzie czekał na nas pan przewodnik i gadał o takich bzdetach, że wszyscy usnęli. Wkońcu podjechaliśmy pod Małą Rawkę, czy jakoś tak, bo nauczyciele stwierdzili, że Tarnica jest za duża. Najpierw dotarliśmy do schroniska, gdzie 2 kromki chleba ze smalcem kosztowały 4 zł (!), a potem szliśmy dalej. Na szzczycie przycupnęliśmy na chwilę, a potem mięliśmy schodzić. I schodziliśmy, jeżeli schodzeniem nazwać można schodzenie na polanę i wchodzenie pod górę do lasu i tak w kółko. W końcu dotarliśmy prawie na dół, kiedy jedna dziewczyna wybiła sobie bark. Gdy zeszliśmy zupełnie na dół i wsiedliśmy do autokaru pojechaliśmy pod szpital na prześwietlenie tej dziewczyny. Gdy już dojeżdżaliśmy do ośrodka nauczyciele wzięli od wszystkich klucze do domków i zrobili rewizję. Mięliśmy w tym czasie ognisko z szaszłykami i kiełbaskami (Pan Przemytnik zorganizował! :). Nasz domek sprawdzili na końcu, jakoś o godz. 11-12. Przyjechała policja i była afera, ale nie mogę mówić. Rano wcześnie wstawaliśmy i wyjechaliśmy autokarem do Sanoka. Tam się zatrzymaliśmy z pewnych powodów i byliśmy na deptaku. Nawet ładny ten Sanok. Potem pociągiem wyruszyliśmy do Jasła, a z Jasła do Rzeszowa. W Rzeszowie mięliśmy przesłuchanie na forum wszystkich uczestników wycieczki, które prowadzili nauczyciele. Potem jechaliśmy od 22 do 6 do Poznania, a z Poznania wreszcie do Bydgoszczy. Tam rodzice nas odebrali (przynajmniej niektórych). Mnie i Agatę z jej babcią zawiózł Tata, w domciu wykąpałam siem wreszcie, wżarłam jajecznicę i poszłam spać. I oto cała nasza piękna wycieczka. Towarzystwo było spoko, ale organizacja... szkoda słów.